Homo Sapiens wychowuje

pexels-photo-102170

Teoria z dżungli

Już za chwilę babie lato – jesień pogodna, dojrzała, ciepła, pełna barw ziemi. W języku angielskim okres ten nazywany jest indiańskim latem – “Indian Summer” i chociaż jest to etymologiczna fikcja, termin ten kojarzy mi się z usposobieniem i podejściem do życia rdzennych Amerykanów – pełnych pogody ducha, szacunku dla dojrzałych pokoleń, żyjących blisko Matki Ziemi. Moja wizja cech Indian zarysowuje się między innymi na tle książki “W głębi kontinuum” Amerykanki Jean Liedloff, która opisuje w niej swoje obserwacje i doświadczenia ze swych wypraw do dżungli i wielu miesięcy życia wśród tubylców z wenezuelskiego plemienia Yequana.

Liedloff, jak sama pisze, wyruszyła do buszu bez chęci udowodnienia jakiejkolwiek teorii, kierowana jedynie ciekawością życia mieszkańców dżungli i “mglistym poczuciem”, że może się od nich nauczyć czegoś ważnego. Te doświadczenia radykalnie zaważyły na całym jej życiu, wpłynęły na ukształtowanie się idei kontinuum, a jej książka stała się podstawą nurtu rodzicielstwa bliskości na Zachodzie.

Życiowa ciągłość

Historia życia na ziemi liczy kilka miliardów lat. Dzięki niezwykłemu impulsowi ewolucji przeszliśmy od jednej komórki do skomplikowanego stworzenia zdolnego do komunikacji werbalnej, co pozwala mi pisać, a Tobie czytać ten artykuł. To przeobrażenie jest fascynujące, mam jednak wrażenie, że na co dzień nie robi wrażenia na “człowieku rozumnym”. Zajęci tworzeniem cywilizacji, a w najlepszym razie przeświadczeni o wyjątkowości i wyższości własnego gatunku, zdajemy się zapominać, że cud życia jest tkaniną bez szwów. Nasz intelekt spłatał nam figla – w imię postępu wyparliśmy się ciągłości doświadczeń naszych przodków, naturalnych impulsów i instynktów – naruszyliśmy kontinuum. Dobitnie widać to w kwestii wychowania dzieci. Liedloff pisze: “Dawno temu, nim zaczęliśmy w ogóle przypominać homo sapiens, posiadaliśmy już wspaniale rozwinięte instynkty, wyspecjalizowane w opiece nad dzieckiem. Zawiązaliśmy jednak coś w rodzaju spisku, by dokładnie zniweczyć tę pradawną wiedzę”. Zamiast wsłuchać się w siebie, wysłuchujemy kolejnych ekspertów, nie wierząc, że życiowe know-how jest w nas samych.

W centrum życia

Indianie to jedna z nielicznych społeczności, która żyje w zgodzie z kontinuum. Będąc wśród nich Liedloff, jak sama twierdzi, oduczyła się większości poglądów i przekonań, wśród których dorastała w USA. To, co wydawało jej się początkowo dziwne i irracjonalne, w miarę poznawania kolejnych aspektów życia tubylców, nabierało głębokiego sensu i pozwalało zrozumieć, dlaczego ta pierwotna wenezuelska ludność jest tak pogodna i szczęśliwa. Jako źródło tego stanu rzeczy wskazuje zaspokajanie naturalnych oczekiwań i potrzeb już od chwili narodzin.

Noworodek jest cały pragnieniem bliskości matki, jej ramion, zapachu, czułości, chce być częścią prawdziwego życia. Dziecko z plemienia Yequana towarzyszy nieustannie matce aż do czasu, gdy same stanie się mobilne. Jednak nie absorbuje uwagi opiekunki cały czas. Matka jest aktywna, zajmuje się swoimi codziennymi sprawami, zaś niemowlę noszone przez nią jest biernym obserwatorem rzeczy i czynności, które staną się jego udziałem na dalszych etapach rozwoju – można powiedzieć, że znajduje się w centrum życia, nie zaś w centrum uwagi. Pierwsze doświadczenia zebrane w ramionach zajętej pracą matki uczą dziecko aktywnego rytmu, zapewniają mu niezbędne do rozwoju bodźce, dają przeświadczenie, że świat jest bezpiecznym miejscem, a także kojarzą się z dobrym samopoczuciem. To doświadczenie bliskości wpływa także, zdaniem Liedloff, na kształtowanie się samooceny: “Niemowlę czuje, że wszystko na świecie toczy się we właściwym porządku. Jedyna pozytywna tożsamość, jaką zna, opiera się na założeniu, że wszystko z nim w porządku, że jest dobre i mile widziane. (…) Bez takiego poczucia człowiek nie wie, na ile wolno mu się domagać wygody, bezpieczeństwa, pomocy, towarzystwa, miłości, przyjaźni rzeczy materialnych, przyjemności lub radości”.

Instynkt społeczny

Czy nie wydaje Ci się, że pytanie “How old are you?” jest znacznie bardziej logiczne niż nasze “Ile masz lat?” Bycie w jakimś wieku wydaje się po zastanowieniu bardziej naturalne niż “posiadanie” lat życia, czyż nie? Określa pewien stan, a nie coś, co rzeczywiście jest naszą własnością. A jak ma się sprawa z posiadaniem dziecka? Mam dwoje dzieci – logiczny komunikat, czy w gruncie rzeczy pewne semantyczne nadużycie? Czy to mało znacząca formułka, czy raczej wyraz faktycznego stosunku do dzieci w naszej kulturze?

W języku Indian z plemienia Yequana nie ma pojęcia “posiadania” innych osób, ani takich określeń jak “moje/twoje dziecko”. Ten słownikowy brak przekłada się na brak skłonności do decydowania o drugiej osobie, nawet jeśli jest małoletnia i jest przejawem postawy szacunku Yequańczyków do każdego członka plemienia bez względu na wiek. Liedloff zauważa: “Dziecku nie wydaje się żadnych rozkazów, które byłyby sprzeczne z tym, jak ono samo chce się bawić, ile jeść, kiedy spać itd. Ale kiedy potrzebna jest pomoc, oczekuje się, że dziecko jej udzieli”. Podstawą tego oczekiwania jest przekonanie, iż instynkt społeczny jest wrodzony, a w każdym dziecku drzemie wola współdziałania. Dorosły mówiąc do dziecka “Przynieś wody!”, “Podaj to!” jest pewien, że dziecko uczyni to, bo samo chce okazać się pomocne i współuczestniczyć w codzienności swych współplemieńców.

Samozachowawczość

Gdy yequańskie niemowlę zaczyna pełzać, a potem raczkować, opuszcza ramiona matki i nieograniczane żadnym kojcem czy ścianami dziecięcego pokoiku rusza w świat. Relacja z matką się zmienia – dziecko staje się aktywne, a matka pasywna. Jest zawsze dostępna i cierpliwa, gdy brzdąc jej potrzebuje, ale teraz w gestii malca leży powrót do niej by się najeść czy odpocząć. Dziecko spędza całe dnie na eksplorowaniu otoczenia. Nikt się nad nim nie trzęsie, że zrobi sobie krzywdę, bo Indianie Yequana są przekonani o sile instynktu samozachowawczego, który sprawia, że dziecko jest zdolne samo zatroszczyć się o siebie. Liedloff wspomina, że podczas jednej ze swych wypraw obserwowała z wpojonym jej przez zachodnią kulturę niepokojem, jak raczkujący osesek bawił się co dzień przy głębokim na półtora metra dole, z którego czerpano muł do budowania ścian. Nigdy nic mu się nie stało. Dorośli oczekiwali, że da sobie radę. Czego zaś oczekuje rodzic na Zachodzie, mówiąc do dziecka: “Uważaj, bo się przewrócisz!”, “Nie potłucz tej szklanki!”? Czyż jego przestrogi i obawy nie są w istocie oczekiwaniem, że to się właśnie wydarzy? Autorka “W głębi kontinuum” uważa, że jest to częsta droga do wypadków realizujących czarne wizje opiekunów. Nieświadoma część umysłu dziecka podporządkowując się instynktowi społecznemu, pragnąc akceptacji rodzica, w przekonaniu, że tego właśnie on oczekuje, doprowadzi do tego, że dziecko w końcu przewróci się i stłucze tę szklankę.

Tak ma być

Szczęśliwi, żyjący w dobrym samopoczuciu, nieprzejawiający agresji i radośni – tacy według Liedloff są wenezuelscy Indianie. Ich styl życia odpowiada temu, co jest naturalnym porządkiem rzeczy dla gatunku ludzkiego. Życie zgodnie z kontinuum to stan, w którym wszystko jest tak jak ma być – tu i teraz.

Żyjemy w czasach, gdy reklama przekonuje nas, że nasze pragnienia i potrzeby zaspokoi… drogeria. Cóż – jeśli pragniemy nowego szamponu, może i tak. Ale jeśli pragniemy być szczęśliwymi ludźmi, rodzicami szczęśliwych dzieci – może warto w tej kwestii pozwolić dojść do głosu naszej pierwotnej ludzkiej naturze?