Zawstydzanie dzieci jest najbardziej popularną i jednocześnie dość skuteczną metodą wychowawczą – a niekoniecznie właściwą. Jest to metoda przekazywana z pokolenia na pokolenie i traktowana jako norma społeczna. Myślę, że większość rodziców, nauczycieli, środowisk, nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Dlaczego używamy zawstydzania i kiedy to robimy?
Zawstydzanie jest najczęscie wynikiem rodzicielskiej frustracji, złości, bezradności, daje ono rodzicielską ulgę – gdyż jest skuteczne, w sytuacji dziecięcego płaczu, złości, dziecko zawstydzone przestaje zachowywać się w sposób dla nas niepożądany. Zawstydzamy mówiąc „dlaczego ryczysz”, „mazgaju jeden”, przedrzeźniamy, mówimy „dzidziusiu”…
My, rodzice, wiemy doskonale gdzie są czułe punkty dzieci i tam właśnie uderzamy, aby uzyskać efekt pozornego spokoju.
A co dzieje się wtedy z dziećmi? Co złego w tym, że powiemy sobie „beksa”?
Musimy sobie zdać sprawę z tego, że wstyd jest uczuciem, które nie ma zewnętrznego „ujścia”. Smutek ma płacz, złość krzyk, a wstyd nie ma nic. Dlatego wstyd zakorzenia się w nas i utrwala, przez co zaczyna cierpieć na tym nasze myślenie o sobie samych.
Tym samym, wstyd jest już zawsze w nas i trwale oddziałuje na nasze poczucie wartości w życiu dorosłym. To jest taki guzik w nas, który powstał gdy byliśmy dziećmi, a teraz uaktywnia się przy każdej sytuacji podobnej do tej z
naszego dzieciństwa. I co się wtedy dzieje? Wycofujemy się, złościmy, odczuwamy ból, uciekamy, bo wróciliśmy do tego naszego zawstydzonego dziecka. My, zawstydzone dorosłe dzieci, kompletnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, dlaczego tak się zachowujemy i skąd w nas ta niska samoocena…
Pisałam o rodzicach. Ale środowisko nauczycieli, rodzin czy sąsiadów, robi dokładnie to samo. Nauczyciele notorycznie zawstydzają dzieci punktując je „Ty Jasiu jesteś…”, „ Zosiu chodź tu do mnie, Ty maluszku”, rodzina „Co się nie odzywasz? Nie umiesz mówić?”, „A ile to dwa razy dwa? Nic Ci do tej głowy nie wchodzi”. Robimy to w większych skupiskach ludzi, publicznie. I ten mały człowiek chłonie te sytuacje. A później dziwimy się, dlaczego w życiu dorosłym jesteśmy „nieśmiali”i nie umiemy się zachować, bronić, walczyć o swoje prawa do szacunku itd.
Co możemy zrobić, by przestać zawstydzać?
Pamiętajmy, że dziecko wcale nie chce nas zdenerwować, ono zawsze próbuje się z nami skomunikować. Czasami jest to nieudolne, denerwujące nas, ale jeśli przed wybuchem naszej złości, chęci zwstydzenia dziecka zatrzymamy się na sekundę i zdamy sobie sprawę, że ono czegoś od nas potrzebuje, liczy na naszą pomoc, to wzbudzimy w sobię empatię i zareagujemy zupełnie inaczej niż zwykle.
Pamiętajmy, że dziecko ma naturalną potrzebę odkrywania, doświadczania, sprawdzania. Jeśli będziemy respektować dziecięcie zachowanie poprzez zrozumienie etapów w ich rozwoju, to dajemy dziecku przestrzeń do budzenia się w nich empatii, troski i poszanowania siebie i innych. Damy im przestrzeń do rozwoju asertywności, pokażemy im, że stawianie granic to nie jest nic złego. Unikniemy nauki asertywności w życiu dorosłym.
Im bardziej będziemy zdawać sobie z tego sprawę, tym będzie u nas mniej chęci do zawstydzania dziecka. Silne emocje takie jak złość, smutek, płacz, są naturalnym regulatorem naszego systemu nerwowego. Nawet jeśli jest to ciężkie do zniesienia musimy pamiętać, że to jest normalna zdrowa reakcja. Jeśli w tym momencie mówimy „przestań płakać, dlaczego znowu płaczesz, nie płacz bez powodu”, to jaki sygnał dajemy dziecku? „Nie mogę płakać jak jestem smutny, zły, rodzice złoszczą się jak płaczę, robię coś złego, jestem beznadziejny bo zawsze chce mi się płakać…”
Pamiętajmy również, że dzieci zachowują się o wiele spokojniej gdy dostają wystarczającą ilość naszej uwagi. Gdy zaspokojone są ich potrzeby zabawy, ruchu, śmiechu. Dziecko będzie nas prowokować i zaczepiać w sposób dla nas niepożądany gdy czegoś od nas potrzebuje, jest znudzone, czuje się samotne, a nie dlatego, że jest rozwydrzone, złe, nadpobudliwe…
Zobaczmy w swoim zachowaniu zachowanie naszych rodziców. Jeśli przerwiemy ten schemat wychowania przez zawstydzanie, przerwiemy pewiem wielowiekowy cykl i damy życie nowej kulturze wychowania dzieci, poprzez zrozumienie ich potrzeb.
I ostatni wątek. Zacznijmy od siebie. Zwróćmy uwagę na to, kiedy to my przestajemy panować nad swoimi emocjami. Zacznijmy pracować nad zdrowym ujściem naszych frustracji, tak aby nie musieć wyżywać się na dzieciach. Mówmy dzieciom o tym co czujemy, pokazujmy im jak my radzimy sobie z różnymi emocjami.
Dzieci są tylko dziećmi i to nie jest ich wina, że my jesteśmy źli…
Napisane częściowo na podstawie: „Good children – at what price, the secret cost of shame” Robin Grille, Beth McGregor