Jestem mamą jednego dziecka od dziewięciu lat. Mamą dwójki od pięciu. Dodam, że jestem pełnoetatową mamą, mieszkającą z dala od rodziny.
Z roku na rok zbieram coraz to nowsze doświadczenia. Uczę się każdego dnia. Każdego dnia popełniam błędy. Każdego dnia widzę również postęp. Każdego dnia zmagam się z pośpiechem, szkołą, przedszkolem, wszystkimi sprawami związanymi z zarządzaniem gospodarstwem domowym, oczywiście na spółkę z pełno etatowym pracującym mężem.
Wiem, że bycie rodzicem to niekończąca się nauka, to rozwój dziecka poprzez rozwój siebie. Wiem, że bycie rodzicem to przede wszystkim bycie świadomym rodzicem, uważnym rodzicem.
Widzę jak często to ja muszę się czegoś nauczyć pierwsza, żebym mogła nauczyć tego moje dziecko, to ja muszę zrozumieć, to ja muszę coś u siebie zmienić. Dzięki tej świadomości nie obwiniam moich dzieci, za moją niedoskonałość, moje potknięcia. Potrafię z nimi usiąść i im wytłumaczyć moje reakcje, moje zachowanie; mnie jako człowieka, jako osobę, która po raz pierwszy w tym życiu, razem z nimi jest na ścieżce rodzic-dziecko. Uczę się więc razem z nimi, chcąc dać im jak najwięcej przestrzeni do samorealizacji, samoświadomości, myślenia, działania, zgodnie ze sobą, swoimi odczuciami i zgodnie z otaczającym ich światem.
Nie ukrywam swoich słabości, nie ukrywam mocnych stron. Nie ukrywam, kiedy jestem zmęczona i nie mam siły. Nie ukrywam tego, że lubię poświęcać czas na rzeczy, które mnie cieszą, po to, abym z uśmiechem i szczęściem mogła przyjść do nich. Nie ukrywam jak ważny jest dla mnie ich ojciec, sport, pisanie. Nie ukrywam kiedy jestem zła, bo miałam zły dzień w pracy, po co by wiedziały, że to nie one są powodem mojej złości.
“Mamusiu zimno mi. Mamusiu, nie podałaś mi widelca. Mamusiu nie mam skarpetek. Zimna woda leci z kranu!!!!Mamusiu wody, przykryj, włącz, wyłącz, przynieś, a gdzie jest moja przytulanka? Tu jest brudno! MAMUSIU!!!!”
Zatrzymajmy się na chwilę. Doskonale potrafimy wyobrazić sobie tę sytuację.
Krzyczące dziecko ma około 5 lat. Matka w amoku nawet nie wie co się dzieje na około. Jak robot wykonuje polecenia uwijając się jak mróweczka.
A co gdyby i ona zatrzymała się na chwilę? Co by ujrzała? Ile z nas, matek działa jak roboty wykonuje polecenia swoich dzieci, znajduje rozwiązania na wszystkie ich “problemy”, wyprzedza myślami, przewiduje, planuje. Jak top management w porządnej firmie.
A mogłoby to wyglądać tak: “Mamusiu zimno mi, założę więc bluzę. Mamusiu nie podałaś mi widelca, ale to nic, wiem gdzie jest szuflada, bo mi ją pokazałaś i wyjmę sobie widelec. Czy ktoś jeszcze potrzebuję widelca?; Mamusiu bardzo chcę mi się pić, napiję się wody, która stoi tak, abym mógł ją sobie nalać…”.
- Dlaczego nie warto wyręczać dzieci?
Oto lista konsekwencji, jakie niesie za sobą wyręczanie naszych drogich pociech.
1. Bezmyślność
Jeśli nie dajemy dzieciom wyzwań, jeśli wszystko dostają pod nos, uczą się postawy roszczeniowej, narzekactwa i bezmyślności.
2. Niesamodzielność
Znamy z otoczenia osoby, które już jako dorosłe nie potrafią usamodzielnić się. Wiem, że to nie jest ich wina. One po prostu nie potrafią.
3. Brak umiejętności wyciągania wniosków, łączenia faktów, kreatywności, własnego zdania, myślenia
Gdzieś trzeba się tego nauczyć. Fajnie, jeśli możemy to zrobić jako dzieci, bo w życiu dorosłym jest zdecydowanie trudniej.
Małymi krokami, w czasie wolnym (nie mówię Ci, żeby robić to jak jesteś zabiegany, kiedy śpieszysz się do pracy, i ledwo żyjesz ogarniając całą rzeczywistość, bo to nie ma większego sensu. Jedynie doprowadziłoby do sztucznych sytuacji z Tobą rozdrażnionym i wyrzutami sumienia, jak to beznadziejnym rodzicem jesteś.
Poświęć za to chwilę, wykorzystaj dobry moment, kiedy jesteś zrelaksowany, dziecko również, nie na siłę, niech to wyjdzie naturalnie…
4. Strach
“Ubierz kaptur bo będziesz chory”, “nie biegaj bo się spocisz i będziesz chory”, “uważaj na zboczeńców, złodziei, psy, koty, wściekliznę”, “myj ręce bo będziesz mieć robaki”, “uważaj na nóż bo się skaleczysz”, “ucz się tumanie bo później nie znajdziesz pracy”, “nawet nie próbuj śpiewać, być prawnikiem, lekarzem, u nas w rodzinie nikt nie uprawia tych zawodów, więc geny masz słabe”, “stój, nie oddychaj”.
Czy mam coś dodać? Strach się bać.
5. Utrata instynktów samozachowawczych
W sytuacjach stresowych, wymagających wyjścia ze strefy komfortu następuje kompletna bezradność i panika. Pustka w głowie.
6. Utrata kontaktu z własną intuicją
Nikt nie wie o nas tego, co wiemy o sobie my sami. Dzięki temu, możemy robić wszystko, nawet jeśli nam nie wychodzi. Ale mamy odwagę spróbować. Nie boimy się oceny, wyśmiania… Nasza intuicja jest wspaniałym drogowskazem dla nas.
7. Niezdolność po podejmowania ryzyka
W związku z tym, zamiast czerpać garściami życie, cieszyć się jak dziecko, wyrasta śmiertelnie poważny, z kapturem na głowie, zakompleksiony i przestraszony człowiek.
8. Brak zaufania do siebie
Dziecko wyręczane nie zdaję sobie sprawy, że tą samą czynność może wykonać samodzielnie: „jest mi zimno, mogę założyć sweter”, “jestem głodny, może zjem jabłko”, “mam brudne ręce, mogę je wymyć”. To są najprostsze. A w dorosłym życiu “mamo, nie wiem co robić”, “mamo czy mam kupić różową czy zieloną sukienkę”, “mamo czy myślisz, że mogę pójść do tej pracy, czy ja się nadaję?”
9. Brak poczucia własnej wartości
Konsekwencja braku zaufania do siebie. “Nie ufam sobie, nie mam własnego zdania, nic nie potrafię, do niczego się nie nadaję. Nie chcę mi się nawet próbować bo i tak mi nie wyjdzie.”
10. Życie w konflikcie z samym sobą
Konsekwencja braku poczucia własnej wartości. „Nie lubię siebie, jestem taki, owaki”. Konflikt polega np. na tkwieniu w nieudanym związku, wykonywaniu pracy, której się nie lubi, bycie na bezrobociu, „pakowaniu” się w kłopoty…
11. Choroby, depresje, brak sensu w życiu, brak radości
Konsekwencja życia w konflikcie ze sobą.
- Dlaczego to robimy?
1. Pośpiech
Codzienność, cywilizacja, korki, odległości, wydłużony czas pracy…
2. Chęć kontroli
Łatwiej i szybciej kontrolować niż wejść w dialog.
3. Przyzwyczajenie
„Cały czas tak robiłem, nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy.”
4. Brak świadomości
Brak zainteresowania jak doskonalić się w roli rodzica, brak chęci poszerzania swojej wiedzy.
5. Brak uważności
Byle jak, byle mieć z głowy, najlepiej niech już mają 30 lat.
6. Brak zaufania
Skoro Ty nie ufasz dziecku, że ono wie, czy jest mu zimno czy nie, wolisz za niego zadecydować i włożyć mu na siłę czapkę przy 12 stopniach ciepła to jak on może wierzyć i ufać sobie?
A czy wiesz, że dziecko również tak jak i Ty ma prawo do popełniania błędów? Każdy jego błąd to nowe doświadczenie.
Powielamy schematy zachowań naszych przodków.
„Przecież zawsze tak było, po co to zmieniać. Przecież wyszliśmy na ludzi.” Pozostawię bez komentarza…
- Co możemy zrobić?
Przyjrzeć się temu co się dzieje i wziąć się do roboty. Dzieci mogą więcej niż nam się wydaje. Ja wiem jak ciężko jest zaufać, bo się najnormalniej w świecie boimy o dzieci, ale nie ma innej drogi. One muszą doświadczać, muszą same zbierać doświadczenia. My za nich tego nie zrobimy.
Przestań więc chodzić za dziećmi i zbierać po nich ich rzeczy. Niech to będzie nawykiem, że piżama ląduje w łóżku, że brudne rzeczy wrzucamy tu i tu. Pozwól im się skaleczyć igłą, uderzyć patykiem, upaść, zmarznąć. Pozwól im na to.
Masz wybór albo chcesz mieć silne, odważne, mądre, pełne miłości i empatii, zaufania do siebie dziecko. Albo przestraszonego pisklaka, który będzie wydzwaniał do Ciebie do Twojej śmierci, po rady…I będzie cierpiał. Będzie nieszczęśliwy, nieporadny, jak to pisklak…
Pomoc, nie wyręczanie, jest staniem obok. Więcej byciem niż działaniem. Pomoc jest wsparciem. “Pomogę Ci, ale spróbuj sam”, “A co Ty myślisz o tej sytuacji, co czujesz?”, “Co chciałbyś w tej sytuacji zrobić?”. Nie tłumacz każdej sytuacji od a do z. Zwykle słyszysz tylko jedną stronę problemu, z którym dziecko do Ciebie przychodzi.
Nie wyręczaj, pomagaj!